Emocji mam pełen dzban – czyli jak pracować z emocjami wykorzystując muzykę?

Pokażę Ci moją drogę – moją, czyli Kaczki. Moją osobistą drogę do odporności mentalnej, a także odporności mentalnej moich dzieci. Drogę przez emocje.

A dlaczego akurat wykorzystując muzykę? Bo muzyka jest zwierciadłem duszy? Bo muzyka jest kluczem do naszego ciała i potrafi pominąć umysł. Bo muzyka i taniec leczą moją duszę cały czas.

Ale od początku!

Mnie osobiście w domu rodzinnym nie nauczono, czym są emocje, po co one są. Nikt ich nie akceptował i często mnie raniono. Czy to jest wyrzut do moich rodziców? Skądże znowu. To tylko stwierdzenie faktu. Zwyczajne nazwanie tego, co miało miejsce. Bo aby iść dalej, iść przed siebie, ze sobą nawzajem, jednym z elementów jest nazwanie wprost, co się działo. Drugim akceptacja tego. I ja mam w sobie już tę akceptację, że tak było. Że moi rodzice robili to, czego sami zostali nauczeni, lub co sami dostali w spadku od tych, którzy ich wychowywali.

Emocje – czego się zatem nauczyłam w domu rodzinnym w ich aspekcie

Że moje emocje się nie liczą. Że nie są ważne. Bo podczas wychowywania moich rodziców ich emocje były pomijane. Oni się tego nauczyli i tym samym karmili podczas wychowywania mnie.

A jak to działało u mnie?

Ja się nauczyłam, że jeśli moje emocje się nie liczą, to JA się nie liczę. Że jeśli moje emocje nie są ważne, to i JA nie jestem ważna. Tylko że ja w to nie uwierzyłam. Cały czas paliło się we mnie takie małe światełko złości, wewnętrznego buntu i sprzeciwu. I ten bunt i sprzeciw uratował mnie i był siłą napędową do dalszej, zdrowej drogi mojego życia z emocjami. Mojego życia mnie ze mną.

Że jestem nadwrażliwa i jestem „beksą – lalą”. Że za dużo płaczę i za dużo przeżywam. I przesadzam z tym przeżywaniem. Teraz po napisaniu tych słów aż się do nich uśmiechnęłam. No bo jak można za dużo płakać? Za dużo przeżywać? Dzisiaj wiem, bo się douczyłam, że zwyczajnie byłam w dzieciństwie, wysoko wrażliwym dzieckiem. Nie byłam przewrażliwiona. Nie byłam nadwrażliwa. Byłam wysoko wrażliwa.

Jak to na mnie wpłynęło? Co się ze mną emocjonalnie działo podczas gdy dostawałam od rodziców komunikaty o tym, żem „beksalala”?

Czułam smutek, że jestem inna, że coś jest ze mną nie tak. Czułam też złość, bo chciałam reagować inaczej a zwyczajnie nie potrafiłam. Czułam też wstyd, wstyd przed rodziną i innymi, że jestem odmieńcem. I że jednak coś jest ze mną nie tak. Naprawdę długo towarzyszyła mi ta absurdalna myśl.

Że muszę się odpowiednio zachowywać, bo inaczej rodzice będą się mnie wstydzić, a nie jest to pożądane. Wstyd tak naprawdę był mi wszczepiany od najmłodszych lat. Wszczepiany do manipulowania mną i otoczeniem. Wstyd był generowany za każdym razem, gdy zachowywałam się niezgodnie z ich oczekiwaniami. Byłam zawstydzana. Mówiono o mnie jakby mnie obok nie było. W dodatku mówiono o takich kwestiach, o które prosiłam, aby ich nie poruszano. To taki mechanizm władzy i poniżania. Bo poniżana jednostka w końcu ulega i się poddaje. I zaczyna się słuchać i być „grzeczna”.

I jak to na mnie wpłynęło?

Gdy byłam mniejsza to wszczepiany wstyd działał. Czułam, że coś robię źle. I się tego zwyczajnie wstydziłam.

Straszono mnie. Straszono mnie, że mnie ktoś zabierze, jak nie będę robiła tego, czego się ode mnie oczekuje. Straszono mnie, że mnie ukarzą, jak nie będę posłuszna. Straszono mnie, że mnie zbiją, jak nie będę robiła tego, co chcą. Czy rodzice byli w tym straszeniu konsekwentni? Tak. Poza „zabierze Cię”, bo nikt mnie nie miał jak zabrać. Dostawałam cały czas kary i byłam bita. Tak naprawdę byłam tresowana strachem.

Jak to na mnie wpłynęło?

Robiłam się sztywna na myśl, że może robię coś nieodpowiedniego. Moje ciało się zamrażało już na sam wzrok mamy czy taty. Czasem także miałam objaw „ogłupienia”. Jeśli mocno się bałam i nie wiedziałam, która reakcja będzie prawidłowa, aby uniknąć kary, to wtedy mój mózg działał jak ogłupiony, traciłam rozum i w ogóle nic nie wiedziałam. Nie umiałam podstawowych rzeczy i przez chwilę zapominałam o wszystkim. Tak, jakby przez chwilę nie było ze mną kontaktu. W ogóle.

Długo musiałam się leczyć z tych reakcji stresowych na zagrożenie karą. Dużo musiałam wytańczyć, wygadać, wysłuchać, aby cały strach wyszedł z mojego ciała.

No dobrze. Stop. Niech będą tylko te 4 blokady emocjonalne. Bo więcej to chyba i ja teraz nie uniosę. A zatem miałam w swoim ciele takie zapisane blokady emocjonalne. Zapisały się w moim brzuchu i w mojej lewej łopatce.

Emocje – jak ma się do nich muzyka?

Tak, że ja, aby zbudować swoją siłę mentalną i pozbyć się tego „cholerstwa”, udałam się na terapię. I to nie jedną. Na terapię indywidualną i terapię grupową. I każda taka terapia ustawiała mi zarówno mózg jak i emocje. Ale sama terapia u mnie nie wystarczyła. Mój ładunek emocji z dzieciństwa był tak duży, że terapie nie wystarczyły. Przełom nastąpił po pierwszej muzykoterapii. Słuchaliśmy takiej ciemnej i zarazem strasznej i agresywnej muzyki instrumentalnej. I najpierw myślałam sobie: „Że niby to ma mi pomóc? Nie sądzę!”. A później mną szarpnęło i zaczęły mi lecieć łzy, tak stale i tak bez blokady. I  zaczęło szarpać moim ciałem. Do tej pory to pamiętam. Trwało to jeszcze długo po zakończeniu utworu. A po tym wszystkim tam na miejscu zasnęłam. I moje ciało się wtedy po raz pierwszy oczyściło. Chodziłam na sesję muzykoterapii systematycznie dwa razy w tygodniu przez okres 3 tygodni. I był to trudny i zarazem piękny czas. W połączeniu z rozmowami z terapeutką układałam sobie te wszystkie emocje jeszcze raz.

I zdarza się jeszcze dzisiaj, że słuchając w ciszy i skupieniu jakiegoś utworu, ni stąd ni zowąd, nagle zaczynają mi lecieć łzy i pojawia się smutek. I to dobrze. To znaczy, że dzięki muzyce, bez udziału mojej świadomości, moje ciało nadal się oczyszcza. Z komórek wychodzą dalej blokady. I pewnie będą wychodziły jeszcze tak długo, ile będą potrzebowały.

emocje

A jak się mają do tego moje dzieci i ich siła mentalna i muzyka?

  1. Przy wychowywaniu bardzo się pilnowałam, aby nie sprzedawać dzieciom tego, co sama dostałam w przeszłości. Całe szczęście byłam już nauczona, jak mogę reagować inaczej, więc dawałam im zupełne przeciwieństwo.
  2. Nazywałam z nimi emocje. Akceptowałam je. Omawialiśmy strategie radzenia sobie z nimi. Przepracowywaliśmy je razem.
  3. Systematycznie słuchałam z nimi różnego rodzaju muzyki instrumentalnej. Z różnymi nastrojami i stanami emocjonalnymi. Była muzyka straszna, smutna, radosna, z dużą dawką złości czy gniewu. I pozwalałam im i płakać, i krzyczeć, i uderzać w poduszkę. I skakać z radości, i śmiać się, i bać się. Na wszystko, czego potrzebowało ich ciało. Bo ich ciało, moje ciało i Wasz ciała i  ciała Waszych dzieci, w wyniku napięć i trudności kumulują w komórkach przeżycia. Kumulują stany emocjonalne. I naszym zadaniem jest tworzyć przestrzenie, w których te napięcia z tych ich ciał będą usuwane. Aby ich siła mentalna mogła rosną  i się budować. A muzyka jest do tego cudownym narzędziem. Tak jak i my sami kochani.

Jestem mózgiem całej Akademii - dosłownie i w przenośni. Od lat pasjonuję się nauką o tym, jak funkcjonuje i uczy i rozwija się nasz mózg. Od lat uczę nauczycieli jak uruchamiać i modelować u uczniów kompetencje psychospołeczne. Pomagam też rodzicom w sesjach indywidualnych. Teraz przyszedł czas na realizację mojego największego marzenia – szkoły dla rodziców i nauczycieli na skalę ogólnopolską i w postaci narzędzi dostosowanych do Waszych potrzeb i możliwości.

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *